Nie pamiętam kiedy na co dzień, na zwykły szary dzień pomalowałam się w kolorze. Niestety moja mała Oliwa bardzo aktywnie próbuje mi pomagać w malowaniu co sprowadza się do podbierania mi wszystkiego co używam, a odebranie kosmetyku czy pędzla nagradzane jest mega wrzaskiem i płaczem. Dlatego kreska, tusz i brąz to mój chleb powszedni.
Ale dziś jakoś się udało, chociaż zdjęcia robiłam z uwieszoną na mnie córą :)
Ale dziś jakoś się udało, chociaż zdjęcia robiłam z uwieszoną na mnie córą :)
Użyte kosmetyki: baza ud, cienie niebieskie inglot, cienie z palety sleek sunset i matte darks, tusz essence
Jak Wam się podoba? Bo czuję że z wprawy wyszłam.
Pozdrawiam z zimnej i deszczowej Irlandii